wolnybibliotekarz.pl

Pamiętajmy o poetach…

Marian Hemar (1901 -1972)

Utworzono: 01-05-2020

10 września 1939 Marian Hemar – wybitny przedwojenny autor piosenek, poeta, satyryk, dramatopisarz i scenarzysta filmowy - zdecydował się wyjechać z Polski, m. in. naraziwszy się Niemcom za piosenkę „Ten wąsik, ach ten wąsik”, parodiującą Hitlera. Granicę polskich Kresów przekroczył w Zaleszczykach, kierując się, jak tysiące jemu podobnych uchodźców, w stronę Rumunii. W wierszu „Liść”, napisanym już z perspektywy emigracyjnej 1956 roku, poeta wspominał to tragiczne wydarzenie w ten sposób:

 „Liść”
Siedzieliśmy tej nocy,
Późnej nocy, w niedzielę,
W samochodzie, w pięcioro –
Dwaj moi przyjaciele,
 
Stefan Norblin i Kaźmierz
Wierzyński, i ich żony,
I ja. Noc była chmurna
I mrok nieprzenikniony.
 
Gdzieniegdzie tliły nikłe
Ogniki papierosów
W tłumie, co wkoło szemrał
Tysiącem spłoszonych głosów,
 
[...]
A o dach samochodu
Drobniutkimi kroplami
Deszcz szeleścił i szeptał
W drzewach, w liściach nad nami.
 
Ta cała scena była
Tak dziwnie, tak boleśnie
Nieprawdziwa, jak zmora
Która przeraża we śnie,
 
Lecz nie zdarza się w życiu
Normalnych trzeźwych ludzi.
[...]
Przetrę oczy – dzień w oknach –
Słońce – ach, straszna zmoro!
W dwuosobowym aucie
Stłoczyliśmy się w pięcioro,
 
Przerażeni ciemnością,
Nieruchomi i niemi,
W tę czarną noc wrześniową,
Ostatnią na polskiej ziemi,
 
O sto kroków od mostu
Na rumuńskiej granicy.
Tego dnia, rano, weszli
Do Polski bolszewicy.
  
[...]
Wyszedłem z wozu. Obok,
Tuż przy drodze, na lewo,
Zamajaczyło przede mną
Ciemne ogromne drzewo.
 
Zamajaczyło w mroku,
Zamajaczyło w tłumie,
Deszcz w nim szeptał, szeleścił,
Poznałem je po szumie.
 
Dotknąłem dłonią kory,
Mokra była u dłoni.
Chłonąłem woń zieleni,
Poznałem ją po woni.
[...] 
 
I zerwałem znad głowy,
Dłońmi roztrzęsionemi,
Liść z ostatniego drzewa,
Co rosło na mojej ziemi.
 
Kiść ośmiolistną, jakby
Wyciętą z mokrej wstążki,
I zaniosłem do wozu
I włożyłem do książki,
 [...]
 
Dziś, gdy piszę te słowa,
Rzewna to mi pociecha,
Otwieram dawną książkę
A w książce liść orzecha.
 
A w nim – deszcz cichy pada
I czarna noc podolska
I wiatr, i szum, i chmury,
I tłum, i żal, i Polska.
 [...]


(Marian Hemar, Liść, [w:] tegoż, Dom jest daleko. Polska wciąż jest blisko. Wybór wierszy i piosenek, Wybór i układ Andrzej Krzysztof Kunert, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2000, s. 131-136.)

Chłopak z kabaretu


Epoka międzywojnia to zarówno dla twórczości, jak i życia Mariana Hemara okres arkadii, którą miała przerwać brutalność wojny i późniejsza dozgonna emigracja poety.
Urodzony we Lwowie, spokrewniony m. in z późniejszym wybitnym pisarzem fantastyki naukowej, Stanisławem Lemem, był Marian Hemar od początku swojej artystycznej drogi jednym z najjaśniejszych przedstawicieli tzw. przedwojennego kabaretu literackiego, spod znaku legendarnego Qui Pro Quo oraz kolejnych warszawskich teatrzyków i rewii w rodzaju Cyrulika Warszawskiego, Bandy czy Ali-Baby, ale też najwybitniejszym i najczulszym piewcą ukochanego rodzinnego miasta - Lwowa.
Jednak niemal od początku swojej działalności artystycznej nosił w sobie kompleks kabareciarza, piewcy małej muzy, który chciałby udowodnić, że mierzy wyżej i że stać go na dzieła literackie i poetyckie znaczące więcej niż piosenka rewiowa czy kabaretowy skecz. Ten kompleks nosił w sobie do końca życia, ujawniając swoje ambicje artystyczne w wielu dziedzinach – od muzycznej, translatorskiej, teatralnej i poetyckiej aż po filmową, radiową i publicystyczną.
Skupmy się jednak na Hemarowej poezji. Ciągnęło go do Skamandrytów, co łatwo dostrzec zarówno w stylistyce i tematyce jego wierszy, jak i w ówczesnych kontaktach towarzyskich. Choć – nie tylko z racji wzrostu, ale przede wszystkim ze względu na jego kabaretową twórczość - nazywano go „małym Hemarem”, w dwudziestoleciu międzywojennym był zaliczany do tzw. poetów-satelitów kręgu Skamandra i „Wiadomości Literackich”. 

Z cienia rewii wychodzi poeta


Pierwszy tomik poetycki z 1936 roku, nie licząc wcześniejszych wydań Hemarowej satyry, zatytułowany „Koń Trojański”, nigdy do końca nie został w pełni doceniony, choć przyjęty z sympatią, raczej jako poetycki wybryk zdolnego piosenkopisarza. Po latach Edward Dziewoński miał nazwać ten autorski zbiór poezji przedwojennej Hemara bodaj jedną z najciekawszych książek dwudziestolecia.
Jego przyjaźń z przedstawicielami tej grupy poetyckiej przerwała dopiero wojna i jej ideologiczno-polityczne konsekwencje. Gdy Tuwim i Słonimski wrócili po wojnie za żelazną kurtynę, stało się jasne, że z antykomunistycznymi poglądami emigranta politycznego z lwowskim rodowodem będzie im nie po drodze. Natomiast reszta Skamandrytów – Kazimierz Wierzyński i Jan Lechoń - mieli w Hemarze wiernego orędownika ich twórczości i wypróbowanego przyjaciela. 
Co wcale nie znaczy, że nie dworował sobie z przyjaciół w najlepsze choćby w londyńskich fraszkach:

"K. Wierzyński" 
To nasz najlepszy poeta, Emilko. 
Nie mamy odeń lepszego poety. 
Nie mówię, że on taki dobry. Tylko 
Powiadam, że on najlepszy. Niestety.


(Marian Hemar, K. Wierzyński, [w:] tegoż, Kiedy znów zakwitną białe bzy. (Utwory wybrane), wybór i posł. Tadeusz Szymański, Wyd. Literackie, Kraków 1991, s. 333.)


Ale przed wojną zwłaszcza z Tuwimem wydawali się nierozłączni – wszędzie ich było pełno w przedwojennej Warszawie. Stanowili trzon wszystkich liczących się wtedy kabaretów i teatrzyków. Po latach  już z perspektywy emigranta przyznawał to przy okazji wspomnieniowego nekrologu słynnego warszawskiego konferansjera, Fryderyka Jarosy’ego:


Przez wiele lat, w dawnej Warszawie, byliśmy, Járosy, Tuwim i ja, najbliższymi współpracownikami w Qui Pro Quo, potem wspólnikami w sławnej Bandzie i mniej sławnej fuzji z Teatrem Polskim, partnerami w Cyruliku Warszawskim i tak dalej i tak dalej. Właściwie wszystko, co się działo w historii literackiego kabaretu owych lat, robiliśmy z nim [Járosym – przyp. M.K.]  do spółki.

(Marian Hemar, Fryderyk, [w:] tegoż, Awantury w rodzinie, Wyd. Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1994, s. 148.)


Dotyczy to także osoby Tuwima, z którym urządzał sobie Hemar-kabareciarz swoiste konkursy na temat, gdy zwykłe pisanie piosenek zaczęło ich nudzić. W efekcie jednego z takich zakładów powstała piosenka „Paszoł won!”:


Myśmy z Tuwimem – tu znowu oddajmy głos Hemarowi – emigrantowi – pisali tyle piosenek, że normalne teksty już nas nudziły. Dla własnej zabawy szukaliśmy wciąż dodatkowych trudności i sztuczek, czegoś, czego jeszcze nie było. Tuwim rzucił mi takie wyzwanie: napisać piosenkę miłosną, bardzo sentymentalną, w stylu romansów Wertyńskiego, ale z pewną szczególną puentą. Muszą być użyte dwa słowa raczej wulgarne. Wygrałem zakład. Napisałem taką właśnie piosenkę, którą w Qui Pro Quo śpiewała Mira Zimińska, a w Londynie Zofia Terné.

(Marian Hemar, Za dawno, za dobrze się znamy… Piosenki i skecze, Do druku przygotowały Włada Majewska i Anna Mieszkowska, Wyd. Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1997, s. 171.)


Tu należy dodać, że Hemar – jako wykształcony muzycznie – często pisał nie tylko słowa piosenek, ale również był nierzadko także autorem muzyki, co stanowiło o osiągnięciu mistrzostwa w tym zawodzie. 
Styl obaj panowie – poeci mieli podobny na tyle, że gdy cenzura PRL-u uznała osobę Hemara za wroga Polski Ludowej, to jego piosenki były grane i wykonywane na nowo albo pod pseudonimami, albo przypisywano ich autorstwo Tuwimowi właśnie. Skutek jest taki, że gdy wydano w latach 90. nieznane utwory Tuwima, kilka z nich opisanych w spisie treści jako przeznaczone do kabaretu, mają adnotację „Piosenka Mariana Hemara lub Juliana Tuwima” i dziś nie jesteśmy już w stanie określić z całą pewnością ich autorstwa.
Niebotyczne gaże Tuwima i Hemara za skecze i szlagierowe piosenki pozwalały na beztroskie życie bonwiwantów. Zwłaszcza Hemar - dość długo pozostając w bezżennym stanie – czerpał inspiracje do swych piosenek z kolejnych romansów. Mówiło się, że najpiękniejsze przedwojenne szlagiery, które wówczas śpiewała cała Polska, powstały pod wpływem jego sercowych przygód, romansów, zawodów miłosnych… A gdy spotkał na swojej drodze przyszłą żonę, „Hemarysię” – Marię Modzelewską, to dla niej napisał m. in. przepiękne „Wspomnij mnie” i „Pensylwanię”…


Marzenia o poetyckiej sławie i popularności „pod strzechą”


Po latach w emigracyjnym Londynie wspominał takie zdarzenie sprzed wojny:

Pewnego jesiennego wieczoru w 1933 roku, siedziałem z Tuwimem i jego piękną żoną w Adrii, w loży przy ogromnej Sali dancingowej. Na sali tłum, półtora tysiąca par podskakiwało rytmicznie i śpiewało jednym ogromnym głosem moją piosenkę. Jeżeli w jakiejś chwili czułem się „wieszczem narodowym”, to właśnie wtedy.

(Marian Hemar, Za dawno, za dobrze się znamy… Piosenki i skecze, Do druku przygotowały Włada Majewska i Anna Mieszkowska, Wyd. Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1997, s. 114.)

Natomiast w wierszu „Uczeń czarnoksięski” z przymrużeniem oka wyznawał:

O gdybym kiedyś dożył tej pociechy,
By moje piosnki zniknęły spod strzechy!
[…]
Ja pisywałem je nocą,
Dla kabaretu, dla baru,
Myślałem - niech ćmy trzepocą,
Starczy im na to czaru,
[...]
By łatwiej było z dziewczyną
Siedzieć i nic nie mówić,
Melodią jak kokainą
Westchnąć, refrenem się upić.
[…]


(Marian Hemar, Uczeń czarnoksięski, [w:] http://liryka-liryka.blogspot.com/2017/05/uczen-czarnoksieski-marian-hemar.html)

Nie myliło go bowiem przeczucie, że wcale nie jego ostrze politycznej satyry ani komedie i ambitniejsze dramaty dyskursywne z przesłaniem moralnym, które pisał z myślą o narodowej scenie, ani zaangażowana społecznie i politycznie emigracyjna publicystyka zostanie tak w pamięci rodaków, jak garść Hemarowych piosenek, spośród  wielu tysięcy przez niego napisanych…
W osiemdziesiąt lat po tragicznym wrześniu 1939 warto przypomnieć sobie o niezwykle różnorodnej i bogatej spuściźnie literackiej tego poety - człowieka arcypolskiego z wyboru – choćby pod pretekstem kolejnej, jakże ważnej dla Polaków wojennej rocznicy…

Pamiętajmy o poetach…