wolnybibliotekarz.pl

Historia pewnego primaaprilisowego newsu, czyli o podlaskim El Grecu słów parę…

Utworzono: 11-04-2021

Historia pewnego primaaprilisowego newsu, czyli o podlaskim El Grecu słów parę…

Przenieśmy się na moment do 1967 roku. Jest 1 kwietnia. Prima aprilis. Polska Agencja Prasowa podaje, że na Podlasiu został odnaleziony obraz słynnego toledańczyka z greckim rodowodem. Prawdziwy El Graco na wiejskiej plebanii Kosowa Lackiego.  Prasa donosi o tym na początek raczej w skąpych notkach informacyjnych. Nic dziwnego – przecież to 1 kwietnia. Wiadomość wypłynęła medialnie dopiero 3 lata po dokonaniu znaleziska obrazu „Ekstaza św. Franciszka”. Wcześniej młode badaczki - Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska - konsultowały się z wybitnymi historykami sztuki w Polsce i za granicą. Nawet wśród ekspertów zdania były biegunowo podzielone. Prof. Jan Białostocki szybko odrzucił myśl o tym, że mógłby to być obraz samego El Greca. Ostrożniejszy w osądach był prof. Stanisław Lorentz, choć miał pełne zaufanie do osądów prof. Białostockiego. Natomiast otuchę i nadzieję na ostateczny werdykt dała opinia prof. Michała Walickiego.

Galicka z Sygietyńską wysłały również zapytanie do wybitnego hiszpańskiego historyka sztuki i znawcy dzieł El Greca, José Gudiola, wraz z dokładnym zdjęciem obrazu. Opinia hiszpańskiego autorytetu brzmiała pomyślnie, choć – jak się można było spodziewać - niejednoznacznie. Gudiol na podstawie zdjęcia nie mógł dokonać fachowej ekspertyzy czy wydać pewnej oceny, co do autorstwa obrazu z Kosowa Lackiego. Treść jego listu dawała jednak głęboką nadzieję, że nie jest to tylko pobożne życzenie dwóch niedoświadczonych dziewczyn, które wymarzyły sobie El Greca w polskim miasteczku na Podlasiu. Korespondencja ta rozstrzygnęła wątpliwości, czy należy wydać ogromne fundusze, rozpocząć ekspertyzę i szczegółowe badania, aby ostatecznie potwierdzić lub zaprzeczyć przypuszczeniom o autorstwie obrazu ze św. Franciszkiem z Kosowa Lackiego.

Wróćmy jednak do 1 kwietnia 1967. Jest pogodna sobota, czyli normalny wówczas dzień szkoły i pracy.

W telewizji po południu leci kolejny odcinek „Bonanzy”. W trójmiejskich kinach przeważa lekki repertuar:  „Marysia i Napoleon” Leopolda Buczkowskiego z B. Tyszkiewicz i G. Holoubkiem w rolach głównych, „Pieczone gołąbki” T. Chmielewskiego czy „Mocne uderzenie” J. Passendorfera o początkach polskiego Big Beatu. W gdańskim kinie „Znicz” można za to zobaczyć adaptację filmową powieści kryminalnej Kazimierza Kwaśniewskiego vel. Joe Alexa, czyli Macieja Słomczyńskiego, pt. „Gdzie jest trzeci król?” z A. Łapickim w roli dzielnego milicjanta Berendta, który udaremnia kradzież  słynnego hiszpańskiego obrazu „Król Siberry” z polskiego pałacu w Borach przez członków zagranicznej szajki złodziei dzieł sztuki z Europy Zachodniej…

Nota bene  - tuż po zdjęciu obrazu ze św. Franciszkiem ze ściany kosowskiej plebanii ówczesny proboszcz zaproponował historyczkom sztuki, że odda im go za załatwienie po znajomości z kimś z Komitetu PZPR trochę blachy na remont przeciekającego dachu kościoła…

W 1966 Polska Kronika Filmowa nadaje przed seansami w kinie 2,5 min. relację z odkrycia obrazu El Greca na Podlasiu. Jednak do zwykłych odbiorców waga tego skondensowanego przekazu dokumentalnego zdaje się jakby nie docierać. Tego samego roku Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska publikują swoje spostrzeżenia naukowe dotyczące swojej peregrynacji podlaskiej do Kosowa Lackiego w „Biuletynie Historii Sztuki”.

Artykuł ten przegląda następnie dziennikarz PAP-u. Początkowo trudno jest mu uwierzyć w sensacyjną informację, jednak decyduje się ją opublikować. I wtedy dopiero zaczyna się szum medialny wokół obrazu.

Informację PAP-u na początku podchwyciły tylko 3 gazety w kraju. Reszta uznała to za primaaprilisowy żart. To jednak wystarczyło, by wzbudzić krótkim medialnym przekazem publiczne zainteresowanie. Jedną z gazet, która opublikowała informację PAP o El Grecu z Podlasia, był właśnie „Dziennik Bałtycki”.  I to na pierwszej stronie. News o św. Franciszku El Greca czytamy obok informacji o śmierci radzieckiego dygnitarza, Rodiona Malinowskiego, oraz o kłopotach Leonida Teligi, odbywającego wówczas swój samotny rejs dookoła świata.

 W krótkiej, skondensowanej  notce prasowej „Dziennika Bałtyckiego” pt. „Obraz El Greca na plebanii podlaskiej”  redakcja nazwie go „sensacyjnym odkryciem”. W podsumowaniu pada pytanie, na które do dziś nie ma jednoznacznej odpowiedzi: „W jaki sposób to arcydzieło szesnastowiecznej sztuki znalazło się w Kosowie na Podlasiu?”.

Później sprawa potoczy się w prasie lawinowo, jednak wcale nie po myśli badaczek… Najpierw ukłują je „Szpilki”, potem „Przekrój” i staną się pośmiewiskiem, również dla rodzimego środowiska historyków sztuki, co boli najbardziej.

Minie kolejnych 7 lat, zanim polski zespól badawczy pod kierunkiem prof. Bohdana Marconiego dokona pierwszej konserwacji obrazu i przeprowadzi ekspertyzę. To wówczas – w 1974 roku - odkryta zostanie zasłonięta pod zagięciem blejtramu słynna sygnatura pisana w języku greckim Domenikos Theotokopulos  – prawdziwe imię i nazwisko El Greca.

Jednak dopiero od 2004 roku obraz „Ekstaza św. Franciszka” uznany za będący autorstwa sławnego mieszkańca Toledo z kreteńskim rodowodem staje się opus magnum na stałe wyeksponowanym w Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach dla zwiedzających. Temat św. Franciszka nie jest dla El Greco niczym nowym. Podejmował go wielokrotnie w typowych dla świętego z Asyżu przedstawieniach: był to np. święty zagłębiony w modlitwie, pogrążony w medytacji, przepełniony ekstazą albo uchwycony w momencie otrzymywania boskich stygmatów.

Wspólnym „mianownikiem” Elgrekowych św. Franciszków zdaje się być ich ludzki model, wybrany przez mistrza z Toledo zapewne jeszcze we wczesnym okresie niedługo po przybyciu malarza rodem z Kandii na Półwysep Iberyjski.

Wciąż jednak są wątpliwości i wciąż zatem są osoby, podważające autentyczność „polskiego” El Greca z Podlasia…

 

Wykorzystane media  i literatura:

Historia pewnego primaaprilisowego newsu, czyli o podlaskim El Grecu słów parę…